czwartek, marca 02, 2006
Karnawal w Oruro
Turysci alternatywni:)), jakimi jestesmy nie udaja sie na karnawal do Rio, tylko oczywiscie do Oruro w Boliwii, ktory jest druga co do wielkosci impreza tego typu w Ameryce Lacinskiej po wlasnie swoim brazylijskim odpowiedniku. Prawdziwy maraton autobusowy. Najpierw 20 godzin z Rurre do La Paz, a potem o 4:30 rano przesiadka do busu do Oruro. Kolejne 3,5 godziny jazdy i jestesmy na miejscu. Najpierw szukamy noclegu. Niestety nie jest to latwe. No i ceny porazaja. 100, 120 boliwianow za dwojke, kiedy w Copacabanie placilismy za to samo 20 boliwianow. Po dlugich trudach przemierzajac to straszliwie brzydkie miasto znajdujemy cos za 80 boliwianow. No i ruszamy by uczestniczyc w zabawie. Zabawa ta przypomina bardzo ta z Puno. Z jednym wyjatkiem. Tutaj trwa prawdziwa wojna na bomby wodne. Glowna ulica miasta zostala przystrojona i przygotowana na parade grup tanecznych. Sa tez trybuny po obu stronach. Znajdujemy szczesliwie nawet dwa miejsca siedzace. Postanawiamy jednak ruszyc na rekonesans, aby lepiej sfotografowac tanczacych. Niestety, gdy oni przechodza i tworzy sie luka w paradzie z trybun sypie sie na nas grad kul wodnych. Och, to nie tylko nas moczy, to naprawde sprawia bol. A jeszcze ja mam ze soba aparat. Na dodatek nagle jakas durna dziewczynka atakuje mnie pianka. A wlasciwie nie mnie tylko moj aparat. Jestem wsciekly, boje sie, ze juz nie bedzie dzialal. Na cale szczescie, nic sie nie stalo. No ale po takich doswiadczeniach juz boimy sie wstawac i siedzimy grzecznie na swoich miejscach. Okazuje sie jednak, ze i tu nie jestesmy bezpieczni. Grupy taneczne schodza na drugi plan. Rozpoczyna sie prawdziwa wojna wodna. Jakze smnieszny widok ukazuje sie naszym oczom. Indianka w dosc podeszlym wieku w tradycyjnym stroju jak dziecko walczy zaciecie z druga strona trubun. Bo fronty walki wlasnie sie tak podziely. Kule swistaja nam nad glowami. Czasem obrywamy. Dosc tego:)) Sami zakupujemy baloniki napelnione woda i uderzamy w przeciwnikow z cala moca. Nagle jeden z trafionych na szczescie nie przez nas ludzi wscieka sie i atakuje piesciami mlodego chlopaka. Budzi to oburzenie wsrod widowni. Cabron, tu cabron !!!! Slychac zewszad a ja nie bede moze tego slowa tlumaczyl na polski. Kazdy teraz obral sobie za cel tego agresywnego czlowieka. Rzucaja w niego woda i tryskaja piana. Szybko ginie nam z oczu jego twarz przykryta gruba warstwa bieli. Dziwne, ze policja stojaca obok nie reaguje i koles ten nie jest zabrany do aresztu za swoj atak. No coz tutaj wszystko traktuje sie bardziej na luzie.
Szybko nudzi sie nam wojna wodna a zmeczenie tez bierze gore. Oddalamy sie od hucznej zabawny do spokojnego hotelu. Nie spalismy juz od wielu godzin. Czas odpoczac.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz