czwartek, stycznia 19, 2006
Deja vu z Ameryki Srodkowej???
Nastepnego dnia ruszamy juz w strone Peru. Znowu okropnym autobusem - za 8 dolcow - w ktorym tuz przed granica mamy wrazenie ze kipniemy z duchoty i goraca. W sumie az 8 godzin!!! Odleglosci poludniowoamerykanskie daja nam sie mocno we znaki… Sluzba graniczna przeglada swoje opasle zeszyty zeby w koncu dojsc do radosnego dla nas wniosku ze POLACY JEDNAK WIZY NIE POTRZEBUJA! Coz za odkrycie… My wiedzielismy to juz od jakiegos roku :-)
Wjezdzamy do najpiekniejszego ponoc kraju na naszym szlaku i co widzimy…? Pustynie i smieci. Na pustyni co jakis czas pojawiaja sie sklecone zniewiadomoczego nedzniutkie domki. Okno mamy otwarte wiec czujemy rowniez zapach tego owianego podrozniczymi legendami kraju. Zdegustowany nieco Marcin okresla to w trzech slowach – ¨smrod, brod i ubostwo!¨
Po kilku godzinach wjezdzamy do miejsca naszego przeznaczenia – do Piury. Jest 15 stycznia – dzis moj drogi brat konczy 34 lata. Wszyscy Peruwianczycy musza wiec wziac na to poprawke i wybaczyc mu te dosyc mocne slowa traktujace o ich ojczyznie… Z obrzydzeniem wygladajac przez okno oznajmia mi bowiem - ¨I wtym syfie mam spedzic swoje urodziny???!!! Brzydote tego miejsca moge porownac chyba tylko z Tegucigalpa!¨ (w tym miejscu o wyrozumialosc prosze rowniez mieszkancow Hondurasu).
Tak naprawde mamy wrazenie jakbysmy powrocili nagle do Ameryki Centralnej. Ekwador to zupelnie inny swiat, ktory zostal juz daleko, daleko za nami. Nie jestesmy w stanie zrozumiec tego, ze podobno w Peru PKB na glowe jest wieksze… Te dwa kraje roznia sie na pierwszy rzut oka niczym niebo i ziemia. Tutaj roztacza sie przed nami znajomy skadinad krajobraz – niskie, bylekakie domy, ulice, ktorych kazdy metr kwadratowy wypelniony jest halasem, brudem i ludzmi… Jeden kolo drugiego pomykaja rozwrzeszczane autobusiki, niczym roje pszczol przemieszczaja sie zolte taksowki, przecinane od czasu do czasu przez zwinne wazki - taksoweczki motocyklowe. Jedna z takich wazek lapiemy wlasnie, zeby nas zawiozla do hotelu. Mototaxi stanie sie odtad naszym ulubionym srodkiem transportu, jest bowiem bajecznie tania! Za nas dwoje placimy 1,5 sola, co sie rowna 1,5 zlotego. Zaraz potem czeka nas kolejna mila niespodzianka – pokoj w hotelu dostajemy za15 zlotych!! I to nie zaden syf, tylko calkiem spory pokoj. Moze Peru jednak nie jest takie zle…
Wychodzimy na miasto i z trudem odnajdujemy w tym miescie cos interesujacego. Piura to najstarsze kolonialne miasto w Peru – pierwsze ufundowane przez Pizarro. Pomnik fundatora stoi obecnie w nieciekawym parczku nieopodal czegos co przewodnik Lonely Planet nieco na wyrost nazywa rzeka… Dobrze ze postacie z pomnikow nie czuja otaczajacego ich smrodu…
Przy glownej ulicy znajdujemy calkiem mily bar, gdzie mozemy litrowym pysznym piwem wypic zdrowie mojego brata! Centrum Piury noca wyglada nawet ladnie.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz