poniedziałek, stycznia 30, 2006

Lima


O 10 rano pod naszym domem zjawia sie Daniel. Jest to niesamowite, ze zowu mozemy sie zobaczyc!! Pozatym, ze bardzo sie cieszymy ze po raz kolejny bedziemy mogli spedzac czas w jego towarzystwie, to jest on rowniez gwarantem, ze Lime poznamy znakomicie. Daniel bowiem spedzil tu kawal swojego zycia, skonczyl miedzy innymi biologie na Uniwersytecie San Marcos. Spod domu naszych hostow ruszamy w strone glownej ulicy. Z bulgoczacej zupy samochodow, autobusow i ludzi wylawiamy busik, ktory zawiezie nas w strone centrum.
Lima to najwieksze miasto na naszym szlaku od czasu Ciudad Mexico. Pojawiaja sie tez od razu pierwsze znaki wiekszosci z olbrzymich miast tego regionu swiata. Przejezdzamy przez rzeke, nad ktorej brzegami ciagna sie koszmarne slamsy. Bieda w Limie usadowila sie wlasnie tutaj oraz na otaczajacych miasto wzgorzach, co bedziemy mieli szanse zobaczyc pozniej.
Zaledwie pare minut drogi dalej zaczyna sie wielka metropolia – pelna wysokich ladnych budynkow, zielonych placow i ciekawych zabytkow. Zabawne jak zupelnie inne wrazenie musieli odniesc ci, odwiedzajacy to miasto jeszcze pare lat temu, zanim za zrobienie w nim porzadku zabral sie Fujimori. Oczywiscie prezydent ten zapisal w czasie swojej kadencji rowniez czarne karty, ale wiekszosc rzeczy ktorycgh dokonal okazaly sie dla Peru przelomowe i co tu duzo mowic – zbawienne. Przechodzimy przez jeden z glownych placow w centrum miasta – z jednej strony przepiekne muzeum i Akademia Sztuk Pieknych, w srodku drzewa, zabytkowa altanka, sciezki, ktorymi przechadzaja sie usmiechnieci Limanczycy. Az trudno w to uwierzyc, ze przed paroma laty bylo to jedno z najniebezpieczniejszych miejsc w miescie – obszar zamieszkaly przez meneli i bezdomnych. Podobnie park przed Palacem Prezydenckim i katedra – w czasach atakow terrorystycznych byla to strefa zamknieta, scisle strzezona, dzisiaj jest jednym z glownych miejsc odwiedzanych przez turystow. Dalej, nad rzeka, miedzy jednym a drugim mostem powstaje kolejny malowniczy parczek – ciekway z tego wzgledu ze mieszcza sie tu pozostalosci zabytkowych ruin. Wczesniej w ruinach spaly bezdomne dzieci.
Odwiedzamy zabytkowy budynek Uniwersytetu San Marcos, obecnie siedziba, gdzie odbywaja sie zajecia miesci sie gdzie indziej, tutaj urzadzono Centrum Kultury. Placimy po 3 zlote (Marcin 5, bo nie jest studentem ;) i wchodzimy do tego najstarszego w Ameryce Uniwersytetu. Dostajemy w cenie bardzo mila przewodniczke, ktora nie tylko nas oprowadza, udzielajac wielu ciekawych informacji, ale takze zartuje i robi nam zdjecia (mozemy na przyklad zasiasc w fotelach najwyzszych wladz uczelni albo stanac na profesorskiej ambonie). Naprawde warto bylo to zobaczyc.
Kolejnym magicznym miejsem do ktorego wchodzimy jest klasztor San Francisco – dlugimi korytarzami pograzonymi w polmroku wchodzimy do sal pelniacych w przeszlosci najrozniejsze funkcje – jedna z nich to biblioteka, mieszczaca w swojej kolekcji kilkusetletnie ksiegi, az czuc tutaj zapach historii. Wczodzimy rowniez na balkon nad wejsciem do kosciola, gdzie znajduja sie miedzy innymi organy. Mozesz stad spojrzec z gory na nawe glowna, wsluchac sie w cisze i na nowo uwierzyc w Boga.
Na ulicy lapiemy turystyczny busik, ktory za 5 zlotych od lebka zawozi nas na szczyt wzgorza wznoszacego sie nad miastem. Mozemy stad zobaczyc cala Lime i co jeszcze ciekawsze – przejechac przez dzielnice biedoty. To chyba widok charakterystyczny dla wielu metropolii poludniowoamerykanskich – miasta rozrastaja sie do gory, malutkie domki zarastaja coraz to nawe polacie okalajacych centrum wniesien. Dzieje sie to na wpol legalnie – tereny te sa poprostu zagarnaine przez zdesperowanych ludzi, podobnie zreszta jak obszary na pustyni – gdzie z nielegalnych osiedli wyrastaja cale miasta. (To, w jaki sposob ludzie radza sobie w Peru, zyjac na pograniczu prawa opisuje w swojej ksiazce ¨El Otro Sendero¨ (Inny Szlak) Hernando De Soto) W Huaraz, co zabawne, zabudowane zostaly w ten sposob zabytkowe ruiny. Wchodzisz do miejsca oznaczonego znakiem ¨Zona Archeologica¨i znajdujesz tam normalna dzielnice mieszkalna.
Ale to tak na marginesie. Wracajmy do Limy. Udajemy sie rowniez na stacje pociagu, ktorego linie skonstruowal Polak – Malinowski. Obecnie pociag ten jest juz tylko atrakcja turystyczna, uruchamiana od swieta. Jeszcze jedna niespodzianka! W centrum miasta mozemy zobaczyc wystawe o Solidarnosci!

Po tym baaardzo dlugim dniu wracamy razem z Danielem do naszych hostow. Kupujemy po drodze 5 piw, ale ku naszemu zaskoczeniu (w przypadku Marcina nazwalabym to raczej – zrozpaczeniem ;) Luis- pan domu stawia na stole tylko jedna szklanke i otwiera jedna butelke. ¨Jak to?¨. ¨To wy nie wiecie, tak pijemy piwo w Peru. Kazdy po koleji. Jak jeden oprozni szklanke podaje nastepnemu¨. Patrzymy sie na niego wilkiem, ale chcac nie chcac akceptujemy ten peruwianski zwyczaj. Pijemy wiec dlugo i powoli.

Brak komentarzy: