poniedziałek, stycznia 30, 2006

Pingwiny w Peru


Cos ciagnie Daniela za nami, trudno chyba wszystkim odgadnac co, a moze kto. W kazdymbadz razie Daniel jedzie z nami dalej na poludnie tym razem do Paracaz. W Peru panuje dosc dziwny system, ktorego nie rozumiemy, ale cieszymy sie ze mozemy podrozowac nieco taniej. Otoz wyruszajac z terminalu z Limy do Pisco placi sie 17 zlotych. Wsiadajac jednak do tego samego autobusu tuz za terminalem cena wynosi 11 zlotych. I to nei na lewo w reke kierowcy. Bilet wystawia przedstawiciel tej samej agencji, ktora sprzedaje bilety na dworcu. I jest to dworzec tylko tej agencji a nie 40 innych.

Autobus dociera do tak zwanego Cruce w poblizu Pisco skad lapiemy collectivo za zlotowke od lebka. W Pisco wsiadamy do autobusu ktory za 1,2 zlotego ma przewiezc nas 25 kilometrow do celu naszej podrozy. Dochodzi do niemilego incydentu w autobusie. Otoz pomocnik kierowcy nie chce sie zgodzic by nasze bagaze jechaly na podlodze. Zada umieszczenia ich na siedzeniu i uiszczenia dodatkowej oplaty. My sie burzymy i burza sie tez inni turysci, ktorych problem ten nie dotyczy ale uwazaja ze facet odstawia chamowe. Postanawiamy na znak protestu opuscic autobus, co czyni tez dwojka innych turystow. Koles stracil wiec w ten sposob 5 pasazerow. Konkurencja jest duza. Za nami stoi inny bus, w ktorym nie mamy juz zadnych problemow z bagazem. Po drodze mijamy troche kosmiczne, znowu pustynne krajobrazy. Paracaz tez otoczony jest pustynia ale ma zataka dosc ladna z plaza i pare ulic z restaracjami. Szybko znajdujemy hotem za 25 zlotych z lazienka na 3 osoby. Za 30 zlotych od lebka wykupujemy tez wycieczke lodka na bezludne wyspy Balletas, gdzie maja na nas czekac niesamowite cudy przyrody.

O 8 rano dnia nastepnego ruszamy. Niestety trudna dostrzec cos zza strasznej mgly. Nagle po 30 minutach podrozy z otaczajacej nas bieli wylaniaja sie zarysy skal. Podplywamy blizej i widok staje sie coraz wyrazniejsczy. Wyspa pozbawiona jest rosliinnosci. Na jej skalnym i gorzystym brzegu schronienie znalezly tysiace ptakow roznego gatunku, malutkich pingwinow, fok i lwow morskich. Pierwszy raz na wlasne oczy widze takie stworzenia w swoim naturalnym srodowisku. Pytamy sie Daniela: Skad tutaj tak arktyczne stworzenia. Nasza alfa i omega jak zwykle znajduje wyjasnienie na nurtujace nas pytanie: Prady marskie sa tutaj tak zimne ze stworzenia te znalazly odpowiednie warunki do zycia wlasnie u wybrzezy Peru. Podplywamy do plazy gdzie wyleguje sie foki i gdzie przychodza n swiat. Rozlega sie przerazliwy krzyk tych zwierzat. Czesc fok nurkuje nam przed nosem reszta wyleguje sie dalej obojetnie. Bardziej nieruchawe sa lwy morskie, ktore totalnie olewaja nasza obecnosc. No i wsrod ptactwa dostrzegamy tez pingwiny. Sa po prostu taka miniaturka tych, ktore znalismy z ogrodow zoologicznych ale zawsze to prawdziwe pingwiny:))

W drodze powrotnej widzimy na piaskowym wzgorzu tajemniczy znak. Jego pochodzenie nie jest znane. Sa rozne hipotezy. Jedna z nich mowi ze Jose Marti wyzwalajac Peru umiescil ten znak, symbol masonski bo sam byl masonem. Wedlug Daniela wszyscy prezydenci Peru oprocz Toledo byli masonami.

Po powrocie kapiemy sie jeszcze raz w morzu a wlasciwie to tylko ja sie kapie a Ola z Danielem pilnaja moich rzeczy. Jemy ostatni wspolny obiad i dyskutujemy a feminizmie. Ojciec Daniela umarl na raka prostaty. Jego rodzina sprzedala fabryke i wszystko, co posiadala by uratowac mu zycia. Niestety po 2 latach meczarni jego tata zmarl. Ale dlaczego razmawiamy o feminizmie. Otoz dominacja organizacji kobiecych sprawia ze wlasciwie kazde panstwo i organizacje miedzynarodowe inwestuje miliardy w programy ratowania kobiet np przed rakiem piersi i innymi chorobami. W tym czasie o wiele wiecej mezczyzn umiera na raka prostaty. Wiekszosc jednak organizacji miedzynarodowych milczy na ten temat a rzady wielu krajow tworze kolejne szpitale Matki i Dziecka zapominajac o umierajacych na wiele chorob mezczyznach. Mialem podobne zdanie, ale teraz Daniel poparl je jeszcze swoim lekarskim autorytetem.

Daniel wraca do Limy a my ruszmy dalej na poludnie. Smutek maluje sie na naszych twarzach. Kiedy zobaczymy znowu naszego przyjaciela, mam nadizeje ze niebawem w Polsce.

Brak komentarzy: