niedziela, stycznia 22, 2006

W gory!


Dojechalismy do Chimbote, niebezpiecznego miasta w ktorym smierdzi ryba, zeby stamtad ruszyc dalej w wysokie gory, do Huaraz. Mielismy najpierw plan zrobic tam trzydniowy trekking, ale troche oslabieni choroba, a takze opoznieni w czasie z naszym peruwianskim rozkladem jazdy, zdecydowalismy sie spedzic tam tylko 2 dni - zobaczyc lagune Llanganuco i ruiny Chavin.
Droga do Huaraz jest naprawde przepiekna!!!! Jedziesz wspinajac sie coraz to wyzesz i wyzej. A wokol tylko nagie skaly. I wiatr rzucajacy piaskiem w szyby autobusu. Czasem jakas oaza zieleni, tam tez pojawiaja sie ludzie, nieliczni w tym regionie. Pelzniemy przez gadla skalnych tuneli. Balansujemy nad przepascia wymijajac sie z ciezarowka.
I wkoncu docieramy do calkiem sporego, ruchliwego miasteczka Huaraz, na wysokosci ponad 3 tysiecy metrow. Odbiera nas mama hosta. Tym razem trafiamy do domu zupelnie nietypowego jak na hospitality. Jest to dosyc biedna rodzina, zyjaca razem w jednym duzym budynku z niewielkim podworzem. Nasz host ma 18 lat, wita nas z rekami w kieszeniach i twarza zaslonieta do polowy daszkiem od czapki. Widocznie sie wstydzi. Oni wszyscy zreszta do konca nie wiedza jak sie zachowac. Jestesmy pierwszymi obcokrajowcami w ich domu i nie wiedza chyba za bardzo ¨z czym to sie je¨.
Nie oferuja nam nic, nawet wody, ale kiedy przychodzi godzina snu, nagle matka i syn wtaszczaja do jadalni deski... Co Panstwo robia?- pytamy zaciekawieni. Budujemy dla was lozko.- odpowiadaja spokojnie. Scena naprawde niczym z Bareji :). Oczywiscie odwodzimy ich od tego nieco dziwnego pomyslu i konczy sie na tym ze spimy na materacach.
Warunki nie sa najlepsze, ale fajnie ze trafilismy do takiej wlasnie rodziny.

Brak komentarzy: