środa, lutego 01, 2006

Arequipa. W labiryncie klasztornych uliczek


Z Nazca przyjechalismy do Arequipy o jakiejs 1 w nocy. Wzielismy taksowke i rozpoczelismy poszukiwania domu naszego hosta. Z trudem w koncu go znalezlizmy. Otworzyly sie drzwi i okazalo sie ze trafilifmy w sam srodek imprezy. Byl piatkowy wieczor. Ludzie mili. Idealne miejsce i czas zeby sie napic ;). (po raz kolejny chcialam napisac ze KOCHAM HOSPITALITY!) Gadalismy, pijac whisky do 5 nad ranem. Nastepnego dnia rozpoczelismy zwiedzanie Arequipy o godzinie dosc zenujaco poznej...
To, co napewno warto odwiedzic w Arequipie to klasztor Santa Catalina. Cena jest powalajaca, szczegolnie jak na miejscowe warunki - 25 zlotych, ale jest to inwesrtcja krora sie oplaca. Santa Catalina to bowiem cos wiecej niz kilkusetletni klasztor, to miasto w miescie. Mnostwo budynkow i ulic, kazda z nich nosi jakas nazwe. Czujesz sie troche jak w przepieknym labiryncie, ktorego sciany koloru pomaranczy i granatu oswietlone sa promieniami slonca. Na ulicach kwiaty. Zagladasz do tysiaca pomieszczen, w ktorych zakonnice jadly, spaly, myly sie, modlily. Zupelnie tak, jakby zostaly przez nie opuszczone dopiero co, a minelo juz ze 30 lat. Naprawde robi wrazenie. Spedzilismy tam ze 2 godziny, jak nie wiecej.
Pozniej przyszedl czas na zwiedzenie pozostalych czesci miasta. Arequipa to jedno z tych miejsc gdzie setki lat historii unosza sie w powietrzu, czuje sie je na kazdym kroku. Ale w gruncie rzeczy oprocz centrum z katedra i paroma innymi kosciolami nie znalezlismy tu juz nic powalajacego.

Brak komentarzy: